Podchody wojenne. Czy Iran szykuje grunt do otwartej konfrontacji z Izraelem?

Jacek Dziedzina Jacek Dziedzina

|

GN 17/2024

publikacja 25.04.2024 00:00

Iran zaatakował Izrael, Izrael odpowiedział atakiem. Taki scenariusz dotąd wydawał się gwarancją pewnego kataklizmu na Bliskim Wschodzie. Tymczasem „rozeszło się po kościach”. Dlaczego najbardziej niebezpieczna w regionie wymiana ognia okazała się – na razie – tylko taktycznym teatrem?

Billboard z irańskimi rakietami umieszczono na ulicy w Teheranie 20 kwietnia 2024 r., dzień po izraelskim ataku odwetowym. Billboard z irańskimi rakietami umieszczono na ulicy w Teheranie 20 kwietnia 2024 r., dzień po izraelskim ataku odwetowym.
ATTA KENARE /AFP/east news

Wydawało się, że sekwencja zdarzeń prowadzi do najgorszego: najpierw siły izraelskie zniszczyły konsulat Iranu w Damaszku; zginął dowódca brygady Al-Kuds (tak muzułmanie nazywają Jerozolimę) należącej do Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej i kilku dyplomatów; następnie Iran wysłał ok. 300 dronów bojowych i rakiet w kierunku Izraela; większość z nich została zneutralizowana jeszcze przed dotarciem nad terytorium Izraela (m.in. nad Irakiem i Syrią, nie bez pomocy USA, Wielkiej Brytanii czy Francji); w odpowiedzi Izrael dokonał ataku na cele w Iranie, czemu zaprzeczyły… same władze w Teheranie, informując tylko o strąceniu pewnych „obcych obiektów”. O co właściwie chodzi w tym teatrze i demonstracji siły, która – na szczęście – na razie okazała się tylko spektakularną pokazówką?

Game over?

Światowe media bardzo podkręcały temat. Oczywiście, nie całkiem bezpodstawnie, bo jednak mieliśmy do czynienia po raz pierwszy z sytuacją, w której obaj śmiertelni wrogowie dokonali bezpośredniej wymiany ciosów. Jednak uważny obserwator dość szybko musiał przyznać, że z tej wielkiej chmury będzie mały deszcz, gdy władze w Teheranie, po wysłaniu dronów i rakiet na Izrael, oświadczyły, że z punktu widzenia Iranu sprawa jest „zakończona”. Ajatollahowie z pewnością zdawali sobie sprawę, że pociski nie dotrą do celu, bo zostaną wcześniej strącone przez siły izraelskie i sojuszników. Musieli jednak liczyć się z jakąś odpowiedzią Izraela, który nie mógł stworzyć wrażenia, że pozwala na taki atak – a mimo to oświadczyli: game over. Coraz bardziej wyczuwalna była rozgrywka, w której najpierw Teheran musiał zrobić coś w odpowiedzi na atak izraelski na irańską placówkę dyplomatyczną w Damaszku, a następnie odpowiedzieć musiał Izrael. I tutaj z całą pewnością przeważyły naciski USA i Wielkiej Brytanii, by odpowiedź była wyłącznie symboliczna, bo ani Waszyngton, ani Londyn nie zamierzają pomagać Izraelowi, gdyby ten zdecydował się na mocniejsze uderzenie. Niemal na pewno zakulisowe rozmowy były prowadzone na różnych szczeblach i w różnych kombinacjach, także z Teheranem, który nawet nie przyznał oficjalnie, że został zaatakowany przez Izrael, bo wtedy musiałby znowu odpowiedzieć i dotychczasowa gra mogłaby przerodzić się już w coś mniej „zabawnego”. Naciski Zachodu musiały być rzeczywiście ogromne, bo nie ma wątpliwości, że gdyby sam premier Netanjahu miał o tym decydować, sprawy mogłyby pójść zdecydowanie w kierunku dalszej eskalacji.

Jastrzębie biorą górę

Można uznać, że wszystko było tylko kontrolowaną grą nerwów i teatrem, ale czy taka sztuka dla sztuki, bez żadnego dalekosiężnego celu, na pewno byłaby opłacalna dla obu stron? Niestety, trzeba założyć, że była to jednak próba sił obliczona na odsuwane w czasie, ale być może nieuniknione w przyszłości starcie. Iran nie jest jeszcze gotów spełnić swojej powtarzanej od dekad groźby o „zmieceniu Izraela z powierzchni ziemi”, ale z drugiej strony wysłanie po raz pierwszy rakiet bezpośrednio na Izrael jest sygnałem: rośniemy w siłę i z czasem nie zawahamy się zrobić kroku dalej. Na ten aspekt zwraca uwagę m.in. prof. Afshon Ostovar z Foreign Policy Research Institute, think tanku z siedzibą w Filadelfii. Na łamach magazynu „Foreign Affairs” napisał, że atak Iranu na Izrael „był również świadectwem dominacji jastrzębi politycznych w irańskim establishmencie bezpieczeństwa. Ta frakcja, która zarówno kontroluje wyższe szczeble Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, jak i dominuje wśród młodych oficerów, od dziesięcioleci ma duży wpływ na politykę zagraniczną Iranu i stała się szczególnie wpływowa od czasu zabójstwa Sulejmaniego, dowódcy zewnętrznego skrzydła Korpusu [w 2020 roku ten ważny irański dowódca zginął w Iraku w czasie ataku z drona dokonanego przez siły USA – przyp. J.Dz.]. Jego zwolennicy – pisze dalej prof. Ostovar – odrzucają pragmatyzm w kontaktach z Zachodem, pozostają głęboko zaangażowani w podstawowe zasady ideologiczne rewolucji islamskiej, a szczególnie inwestują w wykorzystanie irańskiej potęgi militarnej i sieci zastępczej do realizacji ich długoterminowych celów zniszczenia Izraela jako państwa żydowskiego i zakończenia wpływów USA na Bliskim Wschodzie”.

Ta opinia jest też zgodna z obserwacją wielu innych komentatorów: Iran mógł przecież, jak dotąd, ograniczyć się do ataku na Izrael za pomocą wszystkich dotychczasowych środków zastępczych – głównie z wykorzystaniem ośrodków i bojówek organizacji terrorystycznych (jak libański Hezbollah) czy dyskretniejszych działań z terytorium Syrii. Bardziej otwarty atak może być zapowiedzią przyszłej, bardziej zdecydowanej konfrontacji.

Zaciskanie pętli

Nie można zapomnieć, że konflikt irańsko-izraelski nie jest niczym nowym. Od dekad jest jedną z głównych osi bliskowschodnich napięć, tylko dotąd albo rozgrywał się w cieniu innych wojen, albo był rozgrywany w formie zastępczej, tzn. za pomocą innych graczy i na cudzym terytorium. To Iran dostarcza od lat zaawansowaną broń grupom bojowym wrogim Izraelowi w Strefie Gazy oraz w Iraku, Libanie, Syrii i Jemenie. Teheran chce zdestabilizować Izrael, podtrzymując nieustanny konflikt i otaczając go wrogami, których nie można łatwo pokonać przez zwykłe działania wojskowe. Częścią tej strategii było udzielenie wsparcia Hamasowi (choć to organizacja sunnicka, a Iranem rządzą szyici). To Iran dostarcza Hamasowi technologię i know-how produkcji rakiet i pocisków. Zmasowany atak Hamasu 7 października był również dziełem tajnych działań Korpusu Strażników. Izrael odpowiedział w sposób niezwykle brutalny, Strefa Gazy stoi praktycznie przed groźbą całkowitego zniszczenia (ważą się losy Rafah, gdzie schroniło się 1,5 mln Palestyńczyków, a gdzie Izrael planuje dokonać lądowej inwazji) – to sprawiło, że opinia międzynarodowa odwróciła się od Izraela, co też było celem Iranu: zmusić Izrael do działań, które i tak okażą się nie do końca skuteczne w zwalczeniu terrorystów. To strategia mająca na celu przygotowanie gruntu pod pełnoskalowy atak w przyszłości: osamotniony Izrael, sam popełniający straszliwe błędy, a nawet zbrodnie, pozbawiony wsparcia międzynarodowej opinii, będzie łatwiejszym celem.

Konflikt narzucony

Izrael oczywiście nie czeka z założonymi rękami. Od wielu dekad wywiad izraelski dokonuje ataków na terytorium Iranu: to bombardowania m.in. najbardziej strzeżonych obiektów nuklearnych i wojskowych Iranu oraz zabójstwa wysokiej rangi urzędników, oficerów i naukowców. Prof. Afshon Ostovar pisze: „Zdolność Izraela do prowadzenia tak precyzyjnych i niszczycielskich operacji wielokrotnie obnażała niestabilność bezpieczeństwa wewnętrznego Iranu. Każdy kolejny atak był bardziej upokarzający niż poprzedni, zwłaszcza że wydawało się, iż Iran nie jest w stanie im zapobiec i nie jest w stanie odpowiedzieć Izraelowi”. W tym kontekście trzeba też czytać niedawny atak dronów: Iran podnosi głowę i daje sygnał, że szykuje się do bardziej zdecydowanych działań. Nie da się ukryć, że razem z atakiem Hamasu z 7 października zeszłego roku jest to bardzo niepokojący sygnał dla Izraela, Bliskiego Wschodu i całego świata. Iranowi już udało się zmusić Izrael do działań, które pozbawiły go wsparcia społeczności międzynarodowej, teraz pozostaje sprowokować go do działań, które obrócą w pył zawarte w ostatnich latach porozumienia Izraela z krajami arabskimi. Wprawdzie główny wróg Iranu, Arabia Saudyjska, na razie kontroluje sytuację, a i inne państwa Zatoki Perskiej wolą patrzeć pragmatycznie i robią interesy z Izraelem, ale trudno przewidzieć, do czego jeszcze posunie się Izrael, sprowokowany kolejnymi działaniami Iranu i jego sojuszników.

Tak, to warto nieustannie powtarzać; bo choć działania odwetowe Izraela budzą zrozumiały sprzeciw ze względu na swoją brutalność, to Zachód coraz częściej zapomina, że ten konflikt nie był wyborem Izraela. To konflikt narzucony Izraelowi przez niemal cały świat muzułmański – przez dekady zarówno arabski, jak i perski, dziś już głównie perski i częściowo arabski. Źródłem jest niezgoda na sam fakt istnienia państwa żydowskiego, wyspy demokracji na morzu islamu. Choć część świata arabskiego taktycznie pogodziła się z tym faktem, to pozostaje niereformowalny pod tym względem Iran ajatollahów. Ten konflikt nie skończy się nigdy, dopóki Iran będzie finansował kolejne grupy bojowników antyizraelskich. A gdy sam zechce zaangażować się w otwartą wojnę – czego zwiastunem miał być niedawny atak – Bliski Wschód może stać się areną wojny, jakiej nikt nie chciałby sobie nawet wyobrażać.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.